Witajcie!
Każdemu są potrzebne takie dni, w których odcina się od telefonu, komputera oraz innych urządzeń elektronicznych i po prostu jest, tu i teraz, z rodziną, z przyjaciółmi. I kilka ostatnich dni było dla mnie taką właśnie odskocznią. Naprawdę wspaniale spędziłam ten czas, ale stęskniłam się za Wami i za moim blogiem, dlatego postanowiłam zakończyć to leniuchowanie.I tak, wracam zwarta i gotowa do pracy!
Zastanawiam się, w jaki sposób najlepiej napisać tą recenzję. Chociaż powinnam chyba powiedzieć opinię, ponieważ ten post będzie niczym innym niż zbiór moich luźnych przemyśleń na temat antologii "Księga smoków".
W ramach wstępu, zdradzę Wam, że jako dziesięcio-dwunastolatka miałam sporą obsesję na punkcie smoków. Przeczytałam całą serię "Dziedzictwo" Christophera Paoliniego, duologię "Eon" Alison Goodman, obejrzałam masę filmów, a także założyłam sobie konto na platformie internetowej Smoki Nightwood. Tam mogłam hodować i opiekować się własnymi pupilami 😆 Miałam także w planach zebranie kolekcji figurek smoków z różnych zakątków świata, ale poprzestałam na jednym z Krakowa, ponieważ nie mogłam takowych nigdzie znaleźć.
Zatem, jak widzicie, moja fascynacja tymi fantastycznymi stworzeniami była, lekko mówiąc, ogromna.
W tamtym czasie zaczęłam też czytać "na poważnie" 😉 Mam na myśli, że nieźle się w to wciągnęłam i postanowiłam założyć własną biblioteczkę.
I tak, któregoś pięknego dnia podczas pobytu w księgarni, napotkałam na swojej drodze książkę pt.:"Księga smoków" i bez zastanowienia ją kupiłam. Jednak, gdy (już w domu) zabrałam się za czytanie jej, wcale mi nie szło. Nie byłam w stanie wgryźć się w fabułę, a to co przeczytałam, uważałam za, co najmniej mówiąc, dziwne. Dlatego postanowiłam "Księgę" na jakiś czas odłożyć.
Teraz stwierdzam, że postąpiłam bardzo mądrze, podejmując tą decyzję. W tamtym czasie, nie byłam jeszcze gotowa na tego rodzaju literaturę i mogłam zrazić się do danych autorów. Zamiast tego, dzisiejsza ja mile spędziła czas na lekturze "Księgi smoków", a kilku autorów zainteresowało ją do tego stopnia, że w przyszłości na pewno sięgnie po ich inne dzieła.
Jak to mówią, do niektórych książek trzeba dojrzeć 😉
Nie przedłużając już bardziej, przejdźmy do książki.
To co najbardziej mi się tutaj podobało, to różnorodność.
Mogło by się Wam wydawać, że antologia o smokach, to wałkowanie tego samego tematu. Nic bardziej mylnego!
Mamy tu do czynienia zarówno z wielkimi bestiami, jak i duchowymi potworami. Akcja rozgrywa się zarówno w "realnym", jak i tym w pełni fantastycznym świecie. We współczesnych czasach, jak również tych już minionych.
Te cechy nadają każdemu opowiadaniu unikatowy charakter, a czytelnika chronią od monotonni.
W tej antologii nie znalazło się ani jedno opowiadanie, które by mi się nie podobało. Za to były 3, które szczególnie przykuły moją uwagę. Każde z innego powodu.
Opowiadanie Ewy Białołęckiej pt.:"Szczeniak" zachwyciło mnie swoim humorem, a historia kaprala Ciapka ujęła mnie za serce. Znajdziecie tu także wartką akcję oraz wielką tajemnicę, które, nie oszukujmy się, w sporym stopniu przyczyniły się do mojej opinii na temat tego utworu.
Z kolei w "Raporcie z nawiedzonego miasta" Wita Szostaka trzeba koniecznie zwrócić uwagę na formę. Opowiadanie jest napisane na wzór Stworzenia świata z Biblii i ten fakt przykuł moją uwagę już na samym początku. Dodajcie do tego nietuzinkową historię z bardzo ciekawym i jednocześnie otwartym zakończeniem (i oczywiście ze smokiem!), a przepis na sukces - gotowy.
Jedno z najkrótszych opowiadań w zbiorze jest dla mnie szczególnie ważne, ze względu na jego wymiar symboliczny. Mam to na myśli "Mojego własnego smoka" Michała Studniarka. Bardzo podoba mi się podejście autora do tematu. Jest oryginalne i, chociaż krótkie, przekazuje naprawdę wiele.
Mogłabym Wam w ten sposób powiedzieć o każdym opowiadaniu, ale wtedy nie bylibyście niczym zaskoczeni podczas lektury tejże antologii. Dlatego na tym skończę mój wywód.
Powiem Wam jeszcze tylko, że ogólnie rzecz biorąc, książka mi się podobała i nie żałuję poświęconego jej czasu.
Moja ocena 6/10.
Na koniec podzielę się z Wami spostrzeżeniem, które przyszło mi do głowy podczas lektury "Księgi smoków".
Myślę, że raz na jakiś czas, dobrze jest przeczytać sobie jakieś opowiadanie. To forma zupełnie inna od powieści, zdecydowanie trudniejsza do napisania. W niej każde zdanie ma znaczenie, każda postać istnieje w konkretnym celu, a każda rzecz i sytuacja ma nam coś zaprezentować i czegoś nas nauczyć.
Lubicie czytać opowiadania?
Jak często to robicie?
Skusicie się na "Księgę smoków"?
A może już ją przeczytaliście?
Koniecznie napiszcie!
Nya, czekałam na jakiś post od ciebie, brakowało mi twojego stylu. ^^
OdpowiedzUsuńHah, też mam konto na smoki Nightwood. :P <3
A recka jak zawsze świetna. <3
I zgadzam się z tobą w pełni - czasem warto oderwać się od długich, zawiłych powieści na rzecz krótkiego i przyjemnego opowiadania. Jako taka odskocznia. Sama mam w swojej biblioteczce chyba z 5 zbiorów opowiadań (coś koło 300 stron każdy), więc wiem jakie potrafią być ciekawe. ;)
Dzięki :)
UsuńJa swoje kiedyś usunęłam i teraz trochę tego żałuję...
Może poleciłabyś mi jakiś ciekawy zbiór?
To załóż nowe! :D
UsuńCzasem fajnie po latach tak na nie zajrzeć, powspominać miłe czasy. :)
Z takich, które czytałam mogę polecić "Wielką księgę opowieści o czarodziejach" (2 tomy) i "Wielką księgę horroru" (również 2 tomy). Jeszcze z czegoś co pod zbiory opowiadań podchodzi (2 nowelki to już zbiór :P) to moje ukochane "Diamentowe psy/Turkusowe dni" (i pewnie resztę książek z tej serii :P).