Ostatnio przeżywałam mały, twórczy kryzys.
Cały czas zadawałam sobie pytanie: "Po co właściwie piszę?". A nie mogąc znaleźć na nie trafnej odpowiedzi, czułam wielką niechęć na samą myśl o wydobyciu z siebie tak wielu słów. Nie miałam też ochoty czytać.
Za to znalazłam sobie inny pożeracz czasu.
Serial pt.:"Hart of Dixie" (polski "Doktor Hart").
Już po obejrzeniu pierwszego odcinka, wiedziałam, że przepadłam.
I tak oto, tydzień i 76 odcinków później, znalazłam wreszcie odpowiedź.
Piszę, żeby dzielić się z Wami moją opinią o książkach, filmach, serialach, świecie etc.
Piszę, żeby wyrazić siebie.
Piszę, ponieważ sprawia mi to wielką radość i satysfakcję.
I wreszcie, piszę, ponieważ mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się coś zmienić.
Po tym długim wstępie, zapraszam Was gorąco do przeczytania mojej tyrady wysławiającej pewien amerykański serial.
Zacznijmy może od pewnego stereotypu.
Główna bohaterka - Zoe ma plan na całe życie. Dostać stypendium na chirurgi klatki piersiowej w Nowym Yorku, zostać najlepszym lekarzem na roku i stanąć przy stole operacyjnym wraz ze swoim ojcem. Jednak wszystko zaczyna się komplikować, gdy dziewczyna zostaje zmuszona do zostania lekarzem rodzinnym przez rok w małym miasteczku w Alabamie.
Gdy czytam taki opis, od razu mam przed oczami setki podobnych sytuacji w książkach czy filmach. Dlatego też początkowo podchodziłam do tego serialu bardzo sceptycznie.
Obejrzałam zwiastun, przeczytałam kilka opinii, sprawdziłam ile ma sezonów/odcinków i czy został przerwany czy po prostu zakończony.
W końcu, zdecydowałam się obejrzeć pierwszy odcinek i później postanowić, co dalej.
Tak się złożyło, że obejrzałam ten odcinek, potem kolejny, a potem kolejny i zanim się obejrzałam byłam już po 1. sezonie. Chciałam wtedy napisać dla Was recenzję tej niesamowitej produkcji, ale stwierdziłam, że lepiej będzie zrobić to, gdy skończę oglądać wszystkie odcinki.
Teraz, jest już po wszystkim.
Obejrzałam cały serial i muszę Wam coś wyznać.
To najlepsza produkcja, jaką kiedykolwiek oglądałam! A jak zapewne wiecie, było ich bardzo wiele.
Jeszcze nigdy nie spotkałam się z serialem, w którego fabułę wciągnęłabym się tak bardzo, można powiedzieć bez reszty.
Jeszcze nigdy nie spotkałam się z serialem, który byłby realistyczny do bólu, a jednocześnie odrywający od codzienności.
Jeszcze nigdy nie spotkałam się z serialem, w którym tak bardzo zżyłabym się z bohaterami i kibicowała im tak bardzo.
Jeszcze nigdy nie spotkałam się z serialem, w którym główna bohaterka wydawała się być z krwi i kości, zmieniała się wraz z rozwojem akcji i popełniała błędy, jak każdy z nas.
Na razie wystarczy tych pochwał. Pozwólcie, że na prawdę wprowadzę Was w tą historię.
Zoe - najlepsza studentka medycyny na roku, dowiaduje się, że nie dostanie stypendium na chirurgii, ponieważ nie ma właściwego podejścia do pacjentów. Aby to zmienić, musi odbyć roczną praktykę jako lekarz rodzinny. Niestety, wszystkie miejsca w Nowym Yorku są już zajęte, więc dziewczynie pozostaje tylko jedna opcja. Skontaktować się z pewnym starszym panem z Alabamy, który na rozdaniu dyplomów zaoferował jej u siebie pracę. I w ten oto sposób, Zoe przenosi się do BlueBell - małego miasteczka w stanie Alabama, które rządzi się własnymi prawami. Młoda pani doktor musi zmierzyć się z wieloma stereotypami, ciężkimi chorobami oraz ludźmi, którzy mają tendencję do wtykanie nosa w nie swoje sprawy.
Czy uda jej się tam odnaleźć? A może znajdzie tam więcej niż oczekuje?
Obejrzyjcie, a przekonacie się sami.
Nie chcę Wam zdradzić więcej fabuły, ale jeśli potrzebujecie jeszcze większej zachęty do seansu, koniecznie sprawdźcie ten zwiastun.
Mogłabym opowiadać o tym serialu godzinami,o moich ulubionych bohaterach (Wade), o moich ulubionych scenach, o moich ulubionych kreacjach, ale nie chcę Was zanudzać.
Na pewno usłyszycie jeszcze o tej pozycji nie raz na moim blogu.
Zastanawiam się nad zrobieniem listy filmów/seriali, które w jakiś sposób zmieniły moje życie i jeśli bylibyście czymś takim zainteresowani, to koniecznie piszcie w komentarzach.
Chcę Wam powiedzieć jeszcze jedną rzecz.
Pewnie widzieliście mój poprzedni post o maratonie czytelniczym. Niestety zbiegł się on w czasie z moim maratonem "Hart of Dixie" i przeczytałam w tym czasie tylko jedną książkę. Nie żałuję tego ani trochę, ale chciałam Was uprzedzić, że nie będę robiła żadnego podsumowania tego wydarzenia. Może następnym razem pójdzie mi lepiej :)
A Wy braliście udział w maratonie?
A może oglądaliście serial, o którym dzisiaj tak dużo napisałam?
Koniecznie napiszcie!
Do usłyszenia!
P.S. W czasie, kiedy nie pisałam, przeczytałam całkiem sporo książek, więc przygotujcie się na masę recenzji!
Nika wróciła! <3
OdpowiedzUsuńYAY~! :D
Też mi jej brakowało :D
UsuńTak, wróciłam!
UsuńZwarta i gotowa do pracy ;)