wtorek, 29 września 2015

Jedna wielka PORAŻKA

Po ty filmie (i po Johnnym Deppie) sporo oczekiwałam. Niestety, srogo się zawiodłam, bo film był  wymuszony i po prostu głupi.
Opis filmu, który brzmi następująco:"Brytyjski arystokrata, będąc jednocześnie pracownikiem galerii sztuki oraz złodziejem, ma zamiar odnaleźć i zrabować obraz, który skrywa cenne informacje. "(źródło), zasugerował mi, iż będzie on należał do komedii kryminalnych, ewentualnie filmów akcji połączonych z komedią. Jakże się pomyliłam.

Zacznijmy od fabuły. Jak już wspominałam, z opisu wydaje się czymś oryginalnym, ciekawym, ale po obejrzeniu zdecydowanie stwierdzam, że jest przewidywalna i niezajmująca. Skupia się za bardzo na pokazywaniu niekompetentnego głównego bohatera.
Skoro już o tym wspomniałam, to wyjaśnię dlaczego uważam, że główny bohater jest nieudolny. Mianowicie, sam lord Mortdecai, tak naprawdę, nic nie robi. W praktycznie wszystkim wyręcza go jego lokaj-ochroniarz. Sam lord nie potrafi nawet uciec i pyta się swojego służącego, w którą stronę. To już nie jest nawet śmieszne. To jest takie wyolbrzymienie, że dla mnie jest kompletnie bez sensu i nieciekawe.
Mimo tych wszystkich wad kontynuowałam oglądanie i...bach! Doszło do pierwszej sceny walki. Oczywiście, lord zwiewał ile sił w nogach, a jego lokaj walczył. Jednak przymykając na to oko, zobaczyłam takie nierealne obrazy, że myślałam już tylko o tym, aby to się skończyło. "Bitwy" to były zlepki walenia się czym popadnie przy jednoczesnym uciekaniu. Jeszcze nigdy dotąd, nie widziałam tak marnie zrobionych i przesadzonych scen walk, a widziałam ich całkiem sporo. Wiadomym jest, że główny bohater mimo wielu ran, zawsze wychodzi cało z opresji, ale tutaj to było...głupie. Nie mogę znaleźć na to odpowiedniego słowa.

piątek, 25 września 2015

O tym jak...Arogancka zabójczyni wkracza do świata pełnego władzy

Tak, wiem, recenzja miała być już wczoraj, ale tak się za nią zabierałam, że wyszła dopiero teraz.

Książkę pt."Szklany tron" chciałam przeczytać już od dłuższego czasu. W Polsce i zagranicą jest o niej dosyć głośno. Na wielu videoblogach widziałam wiele pozytywnych recenzji, a na blogach czytałam mieszane opinie. Postanowiłam się jednak sama przekonać, o co jest cały ten szum.
Powieść, o której jest mowa została napisana przez autorkę imieniem Sarah J. Maas. W USA książka została po raz pierwszy wydana w 2010 roku, jednakże to nie był jej początek. 8 lat wcześniej, 16-letnia autorka zamieszczała pierwsze próbki swojej powieści na internecie. Już wtedy jej twórczość była bardzo popularna. Oprócz pisania powieści, Sarah jest także aktywną blogerką.
Główną bohaterką "Szklanego tronu" jest Celaena-zawodowa zabójczyni, która odpracowuje dożywotni wyrok w kopalni soli. Po roku męczarni odwiedza ją książę Dorien - syn znienawidzonego przez nią króla Adarlanu - z ciekawą propozycją. Celaena będzie mogła odzyskać wolność, jeśli stanie do turnieju o tytuł królewskiego zabójcy, wygra i odsłuży 4 lata. Dziewczyna nie waha się z odpowiedzią.
Przy ocenie "Szklanego tronu" należy zwrócić szczególną uwagę na sposób wydania książki. Okładka jest bardzo ładna. Adekwatna do treści, ale nie przesadzona.
Język, którego używa autorka jest prosty, ale jednocześnie nie jest banalny. Został tu użyty zabieg, dzięki któremu pospolite słowa sformułowane w odpowiedni sposób, brzmią dostojnie i elegancko. Książka zyskała tym wielki plus w moich oczach.
Fabuła powieści może nie jest specjalnie skomplikowana, ale dzięki pobocznym wątkom staje się ciekawa i zaskakująca. Oczywiście główny wątek to przetrwanie Celaeny w turnieju, ale nie skupia się on wyłącznie na walkach i treningach. Jest też czas, aby poznać lepiej główną bohaterkę.
Celaena to jedna z tych silnych i pewnych siebie postaci. Niestety, przez jej temperament bywa momentami zbyt zarozumiała i arogancka.
"Mam mózg po to, aby osądzać i budować opinie."

środa, 23 września 2015

Środa z muzyką numer 5

W tym miesiącu jestem punktualna i kolejna "Środa z muzyką" jest w terminie.
Wrzesień to początek nowego roku szkolnego, a także początek jesieni, która często przynosi ze sobą choroby. Ja, na przykład, od wczoraj siedzę w domu, bo się rozchorowałam.
Właśnie z tego powodu wszystko jest w terminie, a tego miesięczna lista utworów jest dosyć ożywiająca.
Poniżej możecie przeczytać wykaz piosenek, a do wysłuchania są one, jak zwykle, na górnym pasku.

  1. Hero - Sterling Knight
  2. Monster - Imagine Dragons (bo co, to by była za lista bez tego zespołu :)
  3. Style - Taylor Swift
  4. Make you believe - Lucy Hale
  5. Cups - Anna Kendrick
  6. Call it whatever - Bella Thorne
  7. Mirrors - Justin Timberlake
  8. Waiting all night - Rudimental
  9. We own it - 2 Chainz & Wiz Khalifa
  10. Wake me up - Avicii
Chcę Wam jeszcze powiedzieć, że wczoraj przeczytałam "Szklany tron" i bardzo mi się podobał. Jutro możecie oczekiwać jego recenzji, a w najbliższych dniach-recenzji kilku filmów.

"Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej."
Albert Einstein

Do usłyszenia! 

sobota, 19 września 2015

Pozytywny powrót do szkoły

Przepraszam Was, że tak dawno nic nie publikowałam, ale jest jeden wielki powód ku temu. Jednocześnie jest to też główny temat dzisiejszego postu.
Może już zgadliście o co chodzi?
Tak, właśnie o szkołę.
A dokładniej rzecz ujmując o powrót do szkoły.
Stworzyłam listę, która (moim zdaniem) ułatwi Wam powrót do tej codziennej, szarej rutyny.

  1. Najważniejsze jest nastawienie. Postarajcie się, aby było ono pozytywne i zamiast na początku każdego dnia, zastanawiać się co złego się może wydarzyć, znajdźcie jakieś pozytywy. Na przykład: "Dzisiaj wychodzi książka, na którą czekam już od dawna i bardzo się z tego powodu cieszę, więc podzielę się moją radością z ludźmi dookoła mnie.". Uwierzcie mi, taka błaha rzecz może bardzo zmienić nasz dzień.
  2. Kolejna rzecz to zeszyty. Nie ważne czy jesteście w gimnazjum, czy w liceum, a może na studiach, zeszyty to podstawa. Ale nie byle jakie zeszyty. To muszą być takie, które się Wam podobają, odzwierciedlają część Was. W moim przypadku są to zazwyczaj zeszyty z motywującymi tekstami, a oto niektóre z nich:
  3. Kolejna podstawa to sen. Zauważyłam na swoim przykładzie, że kiedy śpię po 6-7 godzin, wstaję zmęczona, smutna i zła na wszystko dookoła. Jednak, gdy mój sen potrwa te przysłowiowe 8 godzin-jestem w pełni wypoczęta i gotowa do pracy.
  4. Nie zapominajmy też o naszej rodzinie i przyjaciołach. Kiedy czujecie, że macie już dość wszystkiego, spotkajcie się z bliską Wam osobą i porozmawiajcie od serca. Od razu zrobi się Wam lżej na duszy i poczujecie się lepiej.
  5. Schemat znany chyba każdemu uczniowi, czyli poniedziałek, a potem aby do weekendu. Trzeba jednak zadbać, aby ten poniedziałek był udany i niemęczący. Po leniwym weekendzie, nie rzucajcie się od razu w wir nauki. Zastosujcie metodę małych kroczków, a zanim się obejrzycie będzie już kolejny weekend.
  6. Starajcie się, aby urozmaicić Wasz wolny czas. Nie róbcie zawsze tego samego. Nie siedźcie ciągle w domu, wyjdźcie gdzieś z przyjaciółmi lub, jeśli Wasza rutyna jest odwrotna, to zostańcie w domu z dobrą książką czy filmem. Czasami też wypada się poruszać :)
  7. Nie zapominajcie także o jedzeniu. Starajcie się jednak jeść zdrowo (i nie mówię tu o nieużywaniu soli), sięgnąć po jakieś owoce i warzywa. Jedzcie regularne posiłki i nie żyjcie na samych słodyczach!
  8. Ostatnia rzecz, czyli balans. Pamiętajcie, żeby nie popadać w skrajności. Owszem trzeba się uczyć, ale czas na odpoczynek i zabawę też jest potrzebny. Należy jednak to wszystko równoważyć i nie przesadzać w żadną stronę.
Mam nadzieję, że moje rady pomogą Wam jakoś w tym trudnym czasie powrotu do szkoły.
Mi także jest ciężko się przestawić na ten rytm wczesnego wstawania i nauki. Wolałabym siedzieć w domu i czytać książki.
Od teraz, jako że, niestety, muszę chodzić do szkoły, posty będą się pojawiały dwa razy w tygodniu, z czego najprawdopodobniej jeden w weekend.
Miłego weekendu i powodzenia w szkole!

Keep calm and believe in your dreams.


Do usłyszenia!

sobota, 12 września 2015

Bardzo dziwny i niegłupi film

W zeszłą niedzielę naszła mnie ochota na obejrzenie jakiegoś lekkiego filmu. Przejrzałam pobieżnie moją listę "Chcę obejrzeć" na Filmwebie i wybrałam film pt.:"Ask me anything". Nie mogłam się bardziej pomylić. Ten film to bardziej dramat psychologiczny w połączeniu z thrillerem, który zostawił wstrząśniętą i pełną pytań.
To dosyć dziwny film. Nie do końca potrafię określić, czy mi się podobał, czy raczej nie. A wszystko przez zakończenie, które jest po prostu niereformowalne!
Jedną rzecz mogę powiedzieć z całą pewnością, W filmie jest poruszanych wiele problemów, które coraz częściej dotykają młodych ludzi w naszym społeczeństwie. Przekazuje wiele treści i, właśnie przez te pytania rodzące się po zakończeniu oglądania, zaczynamy się zastanawiać, stawiać sobie pytania i myśleć o problemach, które nie dotykają nas bezpośrednio, ale mogą w przyszłości.
Głównym problemem poruszanym w tym filmie jest fakt coraz częstszego kłamania/koloryzowania rzeczywistości. Jednak jest to przedstawione w bardzo ciekawy i oryginalny sposób. Muszę przyznać, że nie spotkałam się jeszcze dotąd z takim filmem, a obejrzałam już niejeden.
Pomimo poruszanych trudnych tematów, w filmie zdarzają się sceny zbyt dosadne jak na mój gust, więc nie polecam filmu osobom poniżej 16 roku życia.
Nie będę Wam przybliżać fabuły, bo ona w żaden sposób nie opisuje tego co jest w filmie.
Jeszcze taka moja ogólna opinia. Film trafił do mnie. Bardzo mnie poruszył. Po jego obejrzeniu spędziłam bezsenną noc na zastanawianiu się nad tym filmem. To było bardzo pouczające doświadczenie.
Moja ocena 6/10.

"Jedno słowo prawdy naprawić może całe lata życia w ignorancji."
Richard Paul Evans 

Do usłyszenia!

wtorek, 8 września 2015

Dzień Marzyciela

Szczęśliwego Dnia Marzyciela!
Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszeliście o święcie nazywanym "Dzień Marzyciela". Może nie jest to wielka uroczystość obchodzona przez tysiące ludzi, ale to idealny czas, żeby wyciszyć się i zastanowić się nad swoimi marzeniami.
Prawie każde małe dziecko chce być strażakiem, baletnicą czy tajnym agentem. Z wiekiem nasze marzenia się zmieniają. Czasami są to małe rzeczy, typu ukochana książka czy konkretny model telefonu, ale każdy z nas ma też marzenia wielkie.
Bardzo często tyczą się one wymarzonego zawodu czy przyjaciół. Jednak rzadko zostają one zrealizowane. Wmawiamy sobie, że to nie było dla nas, że nie było ku temu okazji, że warunki były niesprzyjające. Jednak, po prostu nie wierzyliśmy, że to w ogóle jest możliwe. To jest podstawa każdego marzenia! WIARA w to, że nasze marzenie może się spełnić. (I mówię tu o racjonalnych rzeczach, nie takich typu: "Chcę mieć skrzydła".)
Kolejna rzecz to stwierdzenie znane chyba każdemu, czyli szczęściu zawsze można pomóc. Mam tutaj na myśli taką sytuację, że, na przykład, chcesz zostać malarzem. Spróbuj w takim razie zapisać się na jakieś kursy czy zajęcia w tym kierunku. Nawiązuj znajomości z ludźmi o podobnych zainteresowaniach i daj podstawę swoim marzeniom.

czwartek, 3 września 2015

Na celowniku..."Tunele"

Ostatnio dobrze mi idzie pisanie recenzji, tak więc i na dzisiaj jedną przygotowałam.
Dziś na celowniku jest książka "Tunele" oraz jej kontynuacja "Głębiej".
Nie martwcie się jednak, dla tych którzy nie przeczytali pierwszego tomu zrobiłam dwie oddzielne części. Pierwsza to recenzja "Tuneli", natomiast druga to krótka opinia o serii. Wszystko jest bez spoilerów, więc nie obawiajcie się, tylko czytajcie!
"Tunele" to książka, która łączy dwa gatunki. Z jednej strony jest to pełnoprawna powieść przygodowa, z drugiej mamy do czynienia z fantastyką.
Powieść ta opowiada o losach Willa-chłopca, którego hobby jest kopanie w ziemi. Brzmi niedorzecznie? Uwierzcie mi, że wcale tak nie jest. Tutaj nie chodzi o kopanie dołków, tylko odkopywanie starych tuneli, korytarzy i przy okazji odnajdywanie niespotykanych przedmiotów. Ojciec Willa-doktor Burrows, ma dobre kontakty z synem. Razem spędzają wolny czas. Wszystko się zmienia, gdy doktor znajduje pewien tunel i znika bez śladu. Will, razem z przyjacielem Chesterem, postanawia odnaleźć ojca. Nie wie, że wyrusza w pełną niebezpieczeństw przygodę, z której może już nie wrócić.
Książka jest napisana w narracji trzecioosobowej. Dzięki temu mamy wgląd w działania, nie tylko Willa, ale także innych drugoplanowych bohaterów. Mimo wszystko preferuję narrację pierwszoosobową, bo dzięki niej mogę lepiej poznać głównego bohatera/bohaterkę.
Fabuła jest dosyć oryginalna, jeszcze nie spotkałam się z książką o czasach współczesnych i starych tunelach pod ziemią. Ma wiele wątków i nie wszystkie z nich są wyjaśnione w tym tomie. Raczej niewiele tutaj zaskakujących zwrotów akcji, oprócz tego na samym początku książki.
Akcja także pozostawia wiele do życzenia. Rozwija się raczej powoli, stopniowo. Oczywiście występują tu także żwawsze momenty, jednak nie jest ich zbyt wiele.
Bohaterowie to raczej dziwne osoby. Z powodu swoich zainteresowań czy zachowań, nie wydają mi się realni. Nie potrafię ich sobie wyobrazić.
Książka jest dosyć długa, a kolejne tomy liczą jeszcze więcej stron. Jednym z powodów, przez które tak jest to zbyt długie i nużące opisy. Wiele z nich jest zbędnych. Nie mówię, żeby od razu pozbywać się wszystkich, bo wtedy powieść stała by się nijaka, bezbarwna, ale nie popadajmy w skrajności. Równowaga powinna zostać zachowana.
Mieniąca się okładka przykuwa wzrok, a i treść nie jest najgorsza, więc warto sięgnąć po tę pozycję.
Ogólnie książka całkiem mi się podobała, jednak było tu widać sporo niedociągnięć, które, na szczęście nie są tak wielkie, żeby nie dało się dalej czytać.
Moja ocena to 6/10.

wtorek, 1 września 2015

Amerykańska szkoła w Paryżu

Chcieliście kiedyś odwiedzić Paryż? Wyrwać się spod kontroli i wyjechać do innego miasta? A może myśleliście kiedyś o nauce za granicą?
Cóż, Anny-głównej bohaterki książki "Anna i pocałunek w Paryżu", nikt nie pytał się o zdanie. Jej ojciec-pisarz głupiutkich romansów, postanowił, że musi wysłać córkę do elitarnej, amerykańskiej szkoły w Paryżu. Bez uprzedzenia kazał córce się spakować i opuścić wszystkich dotychczasowych znajomych.
Wiele dziewcząt zabiłoby za taką możliwość, ale Anna jest załamana. Musi zostawić najlepszą przyjaciółkę, kochanego młodszego brata i przystojnego kolegę, który jej się podoba. W zamian wyjeżdża do obcego kraju, w którym nie zna nikogo, a także co najważniejsze, języka i musi uczyć się w prywatnej szkole, do której uczęszczają bogate dzieci senatorów i prawników.
Może jednak nie będzie tak źle? Przecież Francja słynie z przystojnych mężczyzn. Gorzej jest, gdy okazuje się, że ten, kto podoba się Annie, ma już dziewczynę oraz wiele wielbicielek i wcale nie jest Francuzem.
Ta książka to dosyć lekkie romansidło. Można ją przeczytać przy jednym podejściu.
Nie posiada specjalnie skomplikowanej fabuły i już na samym początku można założyć, kto z kim będzie. Ale nie oszukujmy się. W jakich książkach tego gatunku zakończenie nie jest przewidywalne?
Główna bohaterka na początku trochę mnie irytowała. Wszystkiego się bała, nawet samodzielnego zamówienia jedzenia, nie chciała wychodzić z pokoju i była po prostu nudna. Później, w miarę rozwoju akcji, zaczęło się robić trochę lepiej, aż doszło do znośnego poziomu.
Na szczęście za Annę nadrabiali bohaterowie drugoplanowi, i nie mówię tutaj tylko o Etienne, ale także o jego przyjaciołach. Każda z tych postaci była inna na swój sposób czy to z powodu zainteresowań, czy charakteru. Wszystkich z miejsca polubiłam i aż żal mi było się z nimi rozstawać.
Jak już wcześniej wspomniałam sama fabuła nie grzeszy oryginalnością czy zwrotami akcji, ale muszę przyznać, że sama akcja nie była taka zła. Praktycznie cały czas coś się działo. Fakt, że czasami to było coś mniejszego, a czasem coś większego, ale jednak było.
Styl pisania autorki jest lekki i przyjemny w czytaniu, chociaż momentami miałam wrażenie, że jest zbyt banalny. Przy niektórych fragmentach przydałyby się także, barwniejsze opisy miejsc czy postaci, aby łatwiej można sobie to było wyobrazić.
Mimo pewnych wad, powieść ma w sobie pewien urok, więc nie byłam mocno zawiedziona po jej przeczytaniu.
Moja ocena 6/10

"Czytanie książki jest, przynajmniej dla mnie, jak podróż po świecie drugiego człowieka. Jeżeli książka jest dobra, czytelnik czuje się w niej jak u siebie, a jednocześnie intryguje go, co mu się tam przydarzy, co znajdzie za następnym zakrętem."
Jonathan Carroll 


Do usłyszenia!