Witajcie!
Chciałam napisać tą recenzję już w zeszłym tygodniu.Naprawdę chciałam.
Nawet zaczęłam ją pisać...
Kilka razy...
I za każdym razem skreślałam/usuwałam wszystko, co napisałam, ponieważ miałam wrażenie, że nie oddaje to w pełni mojej opinii oraz sprawiedliwości serialowi.
Ufff...
Mam nadzieję, że skoro się już tym z Wami podzieliłam, recenzja jakoś się ułoży.
Zacznę może od tytułu koreańskiej dramy, o której Wam dzisiaj opowiem.
"Deo-King-too-heo-cheu",natomiast po angielsku "The King 2 Hearts".
Serial śledzi losy dwójki bohaterów: Hang-ah Kim - córki premiera Korei Północnej, która jest jednym z najlepszych żołnierzy sił specjalnych oraz Jae-ha Lee - brata króla Korei Południowej, który właśnie ukończył obowiązkowe szkolenie w wojsku.
Od razu zaznaczę, że obydwa kraje, wcześniej przeze mnie wspomniane, są całkowicie fikcyjne.
Wracając do fabuły, obydwa państwa chcą ocieplić wzajemne stosunki i pokazać światu, że potrafią współdziałać. Dlatego postanawiają wziąć udział w WOC (World's Officers Championship) jako jedna drużyna. Na jej kapitana zostaje wyznaczona Hang-ah, natomiast Jae-ha zostaje postawiony przed faktem dokonanym - musi wziąć udział w zawodach albo przestanie należeć do rodziny królewskiej. I tak, 3 oficerów z Korei Północnej oraz 3 z Południowej musi przeżyć kilkumiesięczny, wspólny trening i postarać się dogadać, przy okazji przybliżając ideę pokoju zwaśnionym narodom.
Muszę Wam powiedzieć, że po opisie fabuły na Filmwebie (nie sprawdzajcie jej, jeśli nie chcecie się dowiedzieć jednej ważnej rzeczy, która pojawia w miarę rozwoju akcji) spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Czekałam na typowe lovestory z wystrzałami karabinów w tle. Na szczęście, serial okazał się zupełnie inny. Odcinków związanych ze szkoleniem oraz samymi zawodami jest tylko 4 (lub nawet niecałe). Większość natomiast zajmuje pełen intryg świat polityczny, w który wpleciony jest wątek miłosny. Bardzo ważną rolę odgrywają też próby zaprowadzenia pokoju pomiędzy dwoma państwami walczącymi od wielu lat.
Wszystko to zostało bardzo ciekawie i, moim zdaniem, bardzo realistycznie przedstawione.
Nie ma prostej drogi do celu. Wszyscy miewamy wzloty i upadki. Po drodze piętrzą się przeszkody, które nie zawsze jesteśmy w stanie sami pokonać. Jednak najważniejsze to nie tracić wiary w siebie oraz w swoje przekonania - to główne przesłanie tego serialu.
Mamy tu do czynienia z bardzo złożoną i zaskakującą fabułą. Przenosi nas ona w różne miejsca, po drodze zapoznając nas z nowymi bohaterami drugoplanowymi. Każdy z nich ma łamać stereotypy: królewski gwardzista nie musi być przecież głupi, a księżniczka rozpuszczona i pusta. W trakcie następuje także stopniowa zmiana głównych bohaterów. Nie powiem, żeby to była metamorfoza o 180 stopni, ale ta jest przecież tak mało prawdopodobna w prawdziwym życiu. Zamiast tego, postacie uczą się doceniać swoje mocne strony i akceptować, a jednocześnie walczyć ze swoimi słabościami. Innymi słowy mówiąc, stają się po prostu lepszymi ludźmi.
Gra aktorska stoi w tym serialu na bardzo wysokim poziomie. W oczy rzucają się przede wszystkim 3 postacie:
- Hang-ah grana przez Ji-won Ha, która przyciągnęła moją uwagę już w "Cesarzowej Ki" (recenzja - KLIK). Aktorka świetnie sprawdza się w rolach niezależnych oraz pewnych siebie kobiet. Tutaj mogła wykazać się o wiele bardziej niż w "Cesarzowej Ki", gdyż mogła używać mimiki, którą, nawiasem mówiąc, potrafi wykorzystywać w niesamowity sposób.
- Jae-ha grany przez Seung-gi Lee, który był w stanie w niewielkich nawet gestach pokazać zmiany zachodzące wewnątrz bohatera. Jego kreacja postaci była tak dobra, że całych sił mu kibicowałam, momentami śmiałam się z jego zachowań, a czasem chciało mi się płakać.
- Je-mun Yun, który wcielił się w rolę "głównego złego". Nie zdradzę Wam żadnych szczegółów na temat tej postaci, ponieważ najlepiej jest odkrywać to razem z bohaterami. Powiem tylko tyle, że sposób gry tego aktora jest niesamowity. Idealnie oddał tę postać, która łączy w sobie cechy geniusza, dziecka oraz szaleńca. Nigdy dotąd nie spotkałam się z tego typu kreacją bohatera.
Zapomniałam wspomnieć o jednej z najważniejszych rzeczy!
Drama liczy sobie 20 odcinków, z czego każdy trwa po godzinę.
Uwierzcie mi, to nie jest dużo, ponieważ, gdy już się zacznie oglądać, nie da się przestać. Serial niesamowicie wciąga. Czy to za sprawą akcji, która nie zwalnia ani na chwilę, czy świetnej fabuły, czy niesamowitych bohaterów. Nie jestem pewna. Jednak, wiem na pewno, że nie żałuję, iż sięgnęłam po ten tytuł, ponieważ stał się on mi bardzo drogi i wiem, że pozostanie ze mną na dłużej, a ja jeszcze nie raz będę do niego wracać.
Moja ocena 9/10 oraz miejsce na liście moich ulubionych seriali.
Gorąco polecam!
Zachęciła Was moja recenzja?
A może już oglądaliście ten serial?
Polecicie mi jakieś dobre koreańskie dramy?
Koniecznie napiszcie.
Do usłyszenia!
PS. Nie uwierzycie, w jaki sposób zaczęłam oglądam tą dramę! Otóż chciałam znaleźć jakiś hiszpański serial, żeby podszkolić język. Nie miałam żadnych wymagań co do gatunku, chciałam jedynie przyzwoitej fabuły oraz niezbyt wielu odcinków. Przejrzałam wiele tytułów i z każdym kolejnym było coraz gorzej. W końcu się poddałam. Jednak wciąż chciałam zacząć jakiś nowy serial. Nie miałam ochoty na żaden anglojęzyczny, więc przypomniałam sobie o aktorce, która grała cesarzową Ki i o serialu z jej udziałem, który mnie zainteresował. I tak, trafiłam na "Deo-King-too-heo-cheu" :D
PPS. Już w ten weekend "Międzynarodowe Targi Książek w Krakowie"! Wybieracie się? Ja tylko na sobotę i niedzielę :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz