Tym razem mamy do czynienia z całkowicie innym gatunkiem, a jest to romans połączony z dramatem.
Książka, o której mówię nosi tytuł "Losing Hope" i jest prequelem powieści "Hopeless", tylko opowiedzianym z perspektywy innego bohatera.
Obydwie części są historią trójki przyjaciół z dzieciństwa: Hope, Holdera i Less. Każde z nich wybrało inny sposób na poradzenie sobie z problemami.
"Losing Hope", tak samo jak "Hopeless", to bardzo głęboka i poruszająca historia młodych ludzi.
Nie pokazuje, jak większość książek dla młodzieży, życia w różowych
barwach, tylko rzeczywistość, i nie tylko tą prostą i łatwą do zaakceptowania.
To bardzo ciekawa powieść, która trzyma w napięciu do samego końca.
Bardzo realistycznie nakreślone postacie, rozwijają się, zmieniają, dorastają, podejmują trudne decyzje i mierzą się z pamięcią, która nie znika tak łatwo, jak mogłoby się wydawać.
Nie nudziłam się ani przez chwilę, podczas czytania tej książki. Za to nie mogłam się doczekać kolejnej strony, kolejnego rozdziału. Byłam tak pochłonięta czytaniem, że zanim minęły 3 godziny, czytałam ostanie zdanie.
To jedna z najlepszych powieści jakie dotąd czytałam!
Gorąco polecam!
Tak poza recenzją dodam, że przez ostatni miesiąc, czytanie nie sprawiało mi tak dużej przyjemności i satysfakcji, jak wcześniej. Książki czytałam, ponieważ chciałam móc powiedzieć o nich "przeczytane", ale kiedy zaczęłam czytać "Losing Hope", ponownie wkręciłam się w czytanie. Już kończę kolejną książkę, a czuję, że przez weekend przeczytam jeszcze jedną.
Jutro zapraszam Was na felieton o nadchodzącym lecie i wakacjach, których już nie mogę się doczekać!
"Czy jest coś piękniejszego na świecie od liter? To czarodziejskie znaki, głosy umarłych, cegiełki budujące cudowne światy, lepsze od naszego świata, pocieszyciele, towarzysze w chwilach samotności. Strażnicy tajemnic, głosiciele prawdy...
Cornielia Funke
Do usłyszenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz